RelatioNet | Forum | Yad Vashem | Jewishgen | Teresa Shtein | Wyspianski| MyHeritage

czwartek, 29 listopada 2007

Z "Tygodnika Powszechnego" WSPOMNIENIA JERZEGO KORCZAKA


Późną jesienią 1944 roku do wynajętego przez panią Kukulską mieszkania w Otwocku przy ulicy Akacjowej wprowadziło się tajemnicze małżeństwo. Zajmowałem tam pokój, w którym niemal zawsze nocowało kilku nielegalnych gości. Nietrudno było się zorientować, że państwo Grabowscy nie są zwykłymi lokatorami. Takich zresztą w kręgu pani Ireny nie było - wyłącznie konspiratorzy albo Żydzi, a niekiedy jedno i drugie. Ci nowi lokatorzy na Żydów nie wyglądali, ale o ich właściwej roli i randze w życiu podziemnym miałem się dowiedzieć dopiero znacznie później.

Pani Halina, osoba pod czterdziestkę, energiczna i pogodna, całą uwagę skupiała na chorym mężu. Najwyraźniej poważnie chory, z łóżka prawie nie wstawał. Panował jednak wokół niego nieustanny ruch. Wciąż przewijali się jacyś ludzie, coś tajemniczo szeptali i znikali, a wtedy, podnosząc się z łóżka, wydawał żonie jakieś polecenia. Wszystko to nie mogło ujść mojej uwadze.

Pani Halina wiedziała oczywiście, że mogą na mnie liczyć. Dość długo z tej możliwości nie korzystali. Któregoś dnia pan Julian wezwał mnie jednak do swojego pokoju. Dłuższą chwilę taksująco patrzył mi w oczy. Był kredowoblady, a jego krótka siwa bródka i zapadnięte policzki czyniły z niego prawie starca, choć ledwo przekroczył pięćdziesiątkę. Ale dopiero kiedy zaczął mówić, zorientowałem się jak bardzo był chory. Po paru zdaniach milkł i łapał powietrze. Zlecił mi, abym jak najszybciej pojechał do Warszawy; podając adres i kopertę zaznaczył, że są to dokumenty dla bardzo zagrożonego człowieka. Zapamiętałem, że trasa wiodła na Służew, papiery opiewały na nazwisko Czesław Broszkiewicz, a w zagrożonym człowieku rozpoznałem po latach jednego z prominentnych wiceministrów. Wypady do Warszawy z dokumentami dla różnych ludzi miały odtąd stać się moim stałym zajęciem.

Minęło znowu trochę czasu, od wschodu coraz głośniej słychać było działa, gdy dowiedziałem się, że mój współlokator to Julian Grobelny, prezes Rady Pomocy Żydom. Z funkcji tej musiał ustąpić, bo ciężkie krwotoki z płuc i nerek powtarzały się nieustannie; był już w ostatnim stadium gruźlicy. Znikał z Akacjowej coraz częściej, w ścisłej konspiracji przewożono go do szpitala na Woli i do otwockiego sanatorium. Pani Halina trzymała się dzielnie, gdy umarł tuż przed Bożym Narodzeniem w grudniu 1944 roku, choć bliska załamania, ściganym ludziom pomagała do końca.

Do szczegółów z życia Grobelnego dotarłem grubo później. Jego postać przykuwa moją uwagę do dziś. Był jeszcze przed I wojną światową bojowcem PPS, brał udział w akcjach strajkowych w Łodzi, uczestniczył w powstaniu śląskim. W latach 20. współorganizował opiekę społeczną, aktywnie działał w ruchu socjalistycznym. Do konspiracji wstąpił latem 1940, gdy Polska Partia Socjalistyczna pod kryptonimem WRN (Wolność-Równość-Niepodległość) rozpoczęła działalność na różnych polach Państwa Podziemnego.

http://www2.tygodnik.com.pl/tp/nowy/kraj01.php